„Nie planuję żadnych nowych podatków. My podatki obniżamy” – zapowiadał w listopadzie 2017 r. ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki. Pół roku później, już jako premier, deklaruje on wprowadzenie kolejnego obciążenia fiskalnego. Tzw. podatek solidarnościowy ma objąć 0,5 proc. najlepiej zarabiających w kraju.
W kwietniu w Sejmie zjawili się protestujący niepełnosprawni i ich opiekunowie, domagając się poprawy swojej sytuacji. Bardzo dobrze, że rangę problemu dostrzegł premier, oferując finansową pomoc państwa. Gorzej, że państwo nie ma swoich pieniędzy. By więc komuś dać, komuś musi zabrać.
0,5 proc. najlepiej zarabiających
„W najbliższym czasie zaproponujemy daninę solidarnościową. Taką, by zamożni ludzie, najlepiej zarabiający, mogli w niewielkim stopniu zostać opodatkowani po to, by złożyć się na najbardziej potrzebujących” – obiecał protestującym premier 20 kwietnia 2018 r. Dwa dni później podczas spotkania z mieszkańcami Węgrowa podał więcej szczegółów swojego pomysłu. Rząd będzie szukał ok. 600 mln zł na podniesienie renty opiekuńczej i zrównanie jej do poziomu renty minimalnej. Danina solidarnościowa „jeśli będzie w jakiś sposób odczuwalna, to tylko dla tych, którzy będą w 0,5 proc. tych najwyżej zarabiających” – oświadczył premier.
Równość wobec prawa
Więcej konkretów prezes Rady Ministrów nie zdradził. Do prac nad wprowadzeniem pomysłu w życie intensywnie zabrało się Ministerstwo Finansów. Tyle że pomysł ten, mimo szczytnej idei, nie uwzględnia praw tych, których kosztem będzie realizowany.
„Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny” – tak brzmi art. 32 najważniejszego aktu prawnego w Polsce. Jak przestrzega się tej zasady równości?
Dojne krowy
Rezydencja podatkowa to nie obywatelstwo. Jej zmiana nie oznacza wyrzeczenia się przynależności narodowej. Jest jedynie ucieczką przed niekorzystnymi lub pogarszającymi się warunkami dla biznesu lub ochrony majątku.
Od 1 stycznia 2017 r. sięgnięto do kieszeni uzyskujących miesięcznie dochód wyższy niż 7127,33 zł. Podwyższono kwotę wolną od podatku, ale nie dla wszystkich była to dobra wiadomość. Najmniej zarabiający zyskali, ale już osiągającym dochody ponad 85 528,00 zł rocznie obniżono kwotę zmniejszającą podatek. Zarabiającym powyżej 127 000,00 zł rocznie, czyli 10 583,33 zł miesięcznie, zabrano ją całkowicie.
Od 2019 r. ma nastąpić zniesienie górnego limitu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia, którego osiąganie zwalniało z obowiązku odprowadzania składek ZUS. To kolejny cios wymierzony w najwyżej zarabiających. Nie dość, że i tak płacą już teraz bardzo wysokie daniny publicznoprawne, to jeszcze balansujący na krawędzi bankructwa ZUS nie będzie w stanie za kilka, kilkanaście lat wypłacać im proporcjonalnych do podwyższonych składek świadczeń.
Najlepiej zarabiający w Polsce mają swoją sankcję, która obarcza ich za zbytnią dochodowość. To wyższy, 32-proc. podatek. Kolejne próby zabierania komuś pieniędzy tylko dlatego, że zarobił ich więcej niż inni to już jawne naruszanie prawa własności. A to prawo, jak wiadomo, stanowi jeden z fundamentów demokratycznego państwa prawa.
Ochrona własności i swojej przyszłości
W 2013 r. francuski aktor Gérard Depardieu dla ochronyswojego majątku zmienił rezydencję podatkową na Rosję. Mimo głośno wyrażanej sympatii do tego kraju, teraz, po 5 latach, gdy Rosja zamierza podnieść VAT i PIT, Depardieu ogłosił zmianę rezydencji na algierską. Zachowanie aktora jest przykładem prostej reakcji obronnej na pojawiające się zagrożenie wobec jego własności.
Planując przyszłość, człowiek dąży do zabezpieczenia swojego majątku, czego nikt nie może mu zabronić ani uznać za naganne. Skoro system podatkowy, w którym ktoś funkcjonuje, zwraca się przeciwko niemu, zmuszony jest on szukać takiego systemu, który będzie mu przyjazny.
Zmiana rezydencji podatkowej, biznes za granicą
Według badania przeprowadzonego w 2017 r. wśród przedsiębiorców, którzy przenieśli swój biznes z Polski za granicę, 32,1 proc. ankietowanych jako powód przenosin podało zbyt wysokie podatki, a 58,7 proc. – nadmierną biurokratyzację i małą przejrzystość prawa (źródło: https://bit.ly/2vQDkvl(link is external)). Chętnie wybierany na rezydencję podatkową jest np. Gibraltar, który oferuje swoim podatnikom m.in. wiążące interpretacje przepisów fiskalnych, co zwiększa bezpieczeństwo prawne i zapewnia jego przejrzystość.
Rezydencja podatkowa to nie obywatelstwo. Jej zmiana nie oznacza wyrzeczenia się przynależności narodowej. Jest jedynie ucieczką przed niekorzystnymi lub pogarszającymi się warunkami dla biznesu lub ochrony majątku. To jak z szukaniem za granicą ochrony zdrowia, gdy nie można jej uzyskać w kraju. Dla przykładu, polski pracownik po potrąceniach podatkowych i składek na ZUS zachowuje 71 proc. pensji brutto, cypryjski – aż 91 proc. (źródło: https://bit.ly/2HCghpi(link is external)). Poza tym Cypr posiada jedną z najniższych stawek podatku dochodowego w całej Unii Europejskiej w wysokości 12,5 proc. Obowiązujący tam system fiskalny przewiduje dodatkowo szereg innych preferencji podatkowych.
Takich korzystnych przykładów rezydencji podatkowych jest znacznie więcej. Od 6 kwietnia 2018 r. w Wielkiej Brytanii zwiększone zostały kwota wolna od podatku – 11 850 funtów rocznie (8000 zł rocznie w Polsce) oraz kwota niepodlegająca żadnym opłatom czy składkom – 8424 funty. Działania zmierzające do zwiększenia obciążeń podatkowych wynagrodzeń najlepiej zarabiających nie są dla nich zachętą do pozostania polskimi rezydentami podatkowymi. Dopóty dzban wodę nosi…
Lepiej nic nie robić
W czerwcu 2017 r. odbyła się zorganizowana przez Polską Agencję Prasową debata pt. „Wystarczy nie kraść, czyli jak dobrze żyć z polskim fiskusem”. Skandaliczny tytuł konferencji pokazuje stosunek fiskusa do polskiego podatnika, zwłaszcza przedsiębiorcy. W obliczu nowego pomysłu wprowadzenia tzw. daniny solidarnościowej, należnej tylko z racji osiągania wyższych dochodów, można zorganizować kolejną debatę, tym razem pt. „Lepiej nic nie robić, czyli jak nie dać się okradać”.
Nikt nie neguje idei wyrównywania szans i niesienia pomocy słabszym. Nie może to jednak odbywać się kosztem tylko jednej, wąskiej grupy społeczeństwa. Bo z pewnością nie będzie wtedy nosić znamion solidarności. Na mocy Ustawy z dnia 13 listopada 2003 r. o dochodach jednostek samorządu terytorialnego (Dz.U. 2017 poz. 1453) istnieje już jedna danina, która zobowiązuje bogatsze samorządy do przekazywania części dochodów podatkowych na rzecz biedniejszych. Ten systemsolidarnościowy nazwano „janosikowym”.
Danina obciąża jednak przede wszystkim Mazowsze i Warszawę, które płacą janosikowe w wysokości średnio kilkuset procent wyższej niż inne samorządy w kraju. W 2016 r. miasto Warszawa w ramach tego solidarnościowego podatku oddało ponad 540 mln zł. Drugi w tym zestawieniu Kraków – niewiele ponad 64 mln. Tu również założenia były szlachetne. Nikt nie prowadzi jednak statystyk, ilu pracowników, podwykonawców i firm świadczy usługi na terenie Warszawy, ale podatki odprowadza w swoich rodzinnych gminach – które potem otrzymują jeszcze subwencję w postaci janosikowego. M.in. w efekcie takich działań Mazowsze w 2013 r. musiało prosić budżet państwa o pożyczkę 220 mln zł na zapłacenie janosikowego.
Podatek niesolidarnościowy
We wtorek 15 maja Ministerstwo Finansów ogłosiło szczegóły daniny solidarnościowej. Zostanie powołany specjalny fundusz zasilany z dwóch źródeł: z przesunięcia części składki na Fundusz Pracy w wysokości 0,15 proc. podstawy tej składki oraz z podatku solidarnościowego od dochodów osób fizycznych – w wysokości 4 proc. nadwyżki dochodów powyżej 1 mln zł osiągniętych w roku podatkowym. Dzięki temu fundusz ma zgromadzić na swoim koncie 1 mld 800 mln zł: 650 mln zł z Funduszu Pracy i 1 mld 150 mln zł z podatku. Ministerstwo przewiduje, że w kolejnym roku kwota ta wyniesie już 2 mld zł. Po raz pierwszy podatkiem solidarnościowym zostaną objęte dochody uzyskane w 2019 r.
W słowniku PWN słowo „solidarność” oznacza „poczucie wspólnoty i współodpowiedzialności wynikające ze zgodności poglądów oraz dążeń; odpowiedzialność zbiorową i indywidualną określonej grupy osób za całość wspólnego zobowiązania”. Obciążanie obowiązkiem podatkowym wąskiej grupy społeczeństwa, bo tylko 0,5 proc. najlepiej zarabiających, nie można nazwać solidarnościowym. Znaczyłoby to bowiem, że rząd uważa, że pozostała część społeczeństwa, czyli ponad 99,9 proc. podatników, nie prezentuje „zgodności poglądów oraz dążeń”, jakim przyświeca nowa danina.
Dwa lata temu, w kwietniu 2016 r., podczas debaty sejmowej w sprawie wprowadzania nowych podatków, poseł Krystian Jarubas nawiązał do pomysłu dołączania abonamentu rtv do rachunków za prąd. Zapytał wówczas, czy ci, którzy nie będą chcieli oglądać dziennika, będą musieli siedzieć po ciemku. W obliczu nowych pomysłów podatkowych obciążających po raz kolejny jedną grupę społeczeństwa można zapytać, czy ci, którzy nie będą chcieli oddawać coraz więcej ze swojego portfela, będą musieli ten portfel trzymać gdzie indziej?
Kancelaria Skarbiec/interia/plportal.pl