Martwy przepis zapewnia urzędnikom bezkarność za błędne decyzje

Martwy przepis zapewnia urzędnikom bezkarność za błędne decyzje

Ani jeden funkcjonariusz nie zapłacił dotychczas za błędne decyzje. To efekt przewlekłych procedur.

Mimo iż przepisy o karach finansowych dla urzędników obowiązują od prawie sześciu lat, to żaden funkcjonariusz nie zapłacił jeszcze za błędy z własnej kieszeni.

– W latach 2011–2015 nie odnotowano prawomocnych skazań na podstawie ustawy o odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa – mówi Jerzy Kubrak z Ministerstwa Sprawiedliwości. Dane za 2016 r. będą znane w maju.

Również wiceminister finansów Marian Banaś nie zna ani jednego przypadku, by na podstawie tych przepisów wyciągnięte zostały konsekwencje wobec urzędnika skarbówki.

Trudno udowodnić

– Teoretycznie ustawa może mieć bardzo szerokie zastosowanie, np. w sprawach dotyczących podatków, inwestycji budowlanych czy też reprywatyzacji – mówi doradca podatkowy Andrzej Sadowski.

Kary finansowe grożą nie tylko za działania władzy publicznej, ale także za jej opieszałość i zaniechania, np. gdy przedsiębiorca ponosi straty przez brak decyzji.

– Ustawa jest martwa. W praktyce trudno udowodnić, że doszło do rażącego naruszenia prawa – mówi prof. Jakub Stelina z Uniwersytetu Gdańskiego.

Nawet gdy się to uda, to daleko jeszcze do pociągnięcia do odpowiedzialności autora wadliwej decyzji lub zaniechania. Problemem są skomplikowane, wieloetapowe procedury i przewlekłość postępowań sądowych.

Najpierw sąd administracyjny musi uznać decyzję za wydaną z rażącym naruszeniem prawa (uzyskanie wyroku w sprawach podatkowych to kwestia nawet kilku lat). Kiedy wyrok się uprawomocni, poszkodowany może wnieść pozew do sądu cywilnego i domagać się odszkodowania od Skarbu Państwa. Jeśli je uzyska, dyrektor urzędu, który wypłacił odszkodowanie, składa wniosek do prokuratury o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Gdy są do tego podstawy, urząd może się domagać zapłaty od swojego pracownika.

– Szkopuł w tym, że niełatwo przypisać winę konkretnej osobie – dodaje Sadowski. Podaje przykład z Ostródy, gdzie sąd oddalił powództwo prokuratury. Urzędnik nie zapłaci kary, bo podpisał tylko dokumenty przygotowane przez inną osobę.

Konieczna reforma

Według Agnieszki Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej ustawa, która miała być straszakiem na urzędniczą opieszałość, w rzeczywistości może mieć odwrotne skutki. W wydawaniu decyzji bierze udział większa liczba osób, by rozmyć odpowiedzialność. Jej zdaniem przedsiębiorcom zależy nie tyle na karaniu konkretnej osoby, ile na przyspieszeniu procesu wydawania decyzji i zmniejszeniu liczby błędów.

– Aby to osiągnąć, potrzebne jest uporządkowanie procedur administracyjnych – mówi.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Jarosław Ziobrowski, adwokat, wspólnik w kancelarii Kurpisz Ziobrowski

Ustawa w tym kształcie jest fikcją. Osobę, która chce pociągnąć urzędnika do odpowiedzialności, czeka kilkuletnia, bardzo trudna i droga batalia. Po jej zakończeniu może uzyskać odszkodowanie w wysokości rocznej pensji urzędnika. Dlatego pokrzywdzeni rezygnują z dochodzenia swoich roszczeń. Znam przypadek przedsiębiorcy, którego firma straciła płynność finansową przez błędną decyzję podatkową. Nie mógł się też on ubiegać o zamówienia publiczne, gdyż do tego konieczne jest zaświadczenie o braku zaległości podatkowych. Rozważał pociągnięcie urzędnika do odpowiedzialności, jednak uznał, że to gra niewarta świeczki. Jeśli ustawa ma chronić obywateli, konieczna jest jej zmiana.

Autor:
Monika Pogroszewska/foto: thinkstock
Źródło:

RP.PL

Artykuł dodał portal www.gotowespolki.pl

Comments are closed.